Ten artykuł jest częścią cykluZwykli Niezwykli
Justyna Żełobowska - była zawodniczka boksu olimpijskiego i trenerka boksu (fot. Gazeta.pl)
Justyna Żełobowska - była zawodniczka boksu olimpijskiego i trenerka boksu (fot. Gazeta.pl)
Zobacz wideo

Pierwsza myśl: nie wygląda na pięściarkę. Justyna Żełobowska ma długie, kręcone blond włosy i spojrzenie, którym może albo roztopić, albo zmrozić przeciwnika. Nie wiadomo, co gorsze. Żartuje, że groźną minę ćwiczy do lustra, bo z natury jest raczej wrażliwa, rozczulają ją kotki i nie lubi konfrontacji. - Ludzie właściwie zawsze reagują na mnie tak samo: "Ty trenujesz boks?! Taka ładna!". Stereotyp jest taki, że kobiety w sportach walki są umięśnione, męskie i brzydkie. A nie brakuje pięknych pięściarek i fighterek - mówi Justyna.

Urodziła się w 1994 roku. Ma 24 lata, wygląda na 15. Boks trenuje od 11 lat. Była trzynastolatką, gdy po raz pierwszy znalazła się na sali bokserskiej w rodzinnym Kętrzynie. - Zobaczyłam plakat zapraszający na zajęcia. Poszłam z samymi kolegami, bo zawsze miałam dobry kontakt z chłopakami. Byłam tam jedyną dziewczyną. Przeżywałam okres buntu, nie zgadzałam się z nauczycielami. Nie miałam złych intencji, próbowałam wyrażać siebie.

Pierwszy trener? Traktował mnie dobrze, ale raczej nie dawał mi nadziei, że znajdzie się dla mnie przeciwniczka. Mówił, że nie ma w boksie dziewczyn. Zdecydowałam, że zaczekam, w końcu musi się jakaś pojawić

- opowiada Justyna.

Przez dwa lata boksowała powietrze, worek, miewała sparingi. - Czasem nie pokazywałam się po nich dwa tygodnie albo i dłużej. Wychodziłam z płaczem. Bo nie zawsze szło po mojej myśli, a trzynastoletnia dziewczyna raczej nie myśli sobie: Ok, to teraz się uczę, mam czas popełniać błędy, a kiedyś będę dobra. Wstydziłam się błędów i porażek. Ale zawsze wracałam - wspomina.

fot. Gazeta.pl

Nie przestawała prosić trenera o walkę. - W końcu przeciwniczka się znalazła, wyznaczono datę. Miałam walczyć w moim rodzinnym mieście. Wtedy strach mnie obleciał, cieszyłam się, że mam jeszcze czas, żeby przygotować się lepiej. Gdy nadszedł dzień walki, prawie zemdlałam z nerwów. Z walki nie pamiętam prawie nic, tak byłam zestresowana. Dziewczyna była ode mnie lepsza, ale raz trafiłam ją w nos. Dostała krwotoku i sędzia skończył walkę. Wygrałam - wspomina Justyna.

Najtrudniejszy sport świata

Justyna doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że w sporcie bywa różnie - raz wygrywasz, raz przegrywasz i to nie zawsze w 100 procentach zależy od ciebie. Miała sześć lat, gdy zaczęła uprawiać taniec towarzyski, potem przerzuciła się na piłkę ręczną. Sport towarzyszy jej od zawsze. - Ale tylko w boksie odnalazłam siebie. W boksie najbardziej pociągało mnie to, że był dla mnie dużym wyzwaniem. Tych emocji nie dawał ani taniec, ani bardziej agresywna od niego piłka. Ostatnio przeczytałam, że boks jest najtrudniejszym sportem świata.

W boksie za niepowodzenia mogę winić tylko siebie. Muszę słuchać swojego ciała. Liczy się wyłącznie przeciwnik, tylko tu i teraz. W życiu dążę do tego, żeby znaleźć harmonię. W boksie ją znajduję

- przekonuje Justyna.

To nie znaczy, że zawsze było harmonijnie. - Rodzice byli bardzo niezadowoleni, że uprawiam boks. Nauczyciele też mnie zniechęcali na każdym kroku. Trener piłki ręcznej kazał mi wybierać. Babcia przed pierwszą walką schowała mi rękawice tak dobrze, że do dziś ich nie znalazła. Ale im bardziej oni mnie zniechęcali, tym bardziej ja chciałam i wierzyłam, że dam radę - opowiada Justyna.

fot. Gazeta.pl

Jeszcze parę lat temu o Justynie Żełobowskiej pisano: "Jedna z najbardziej uzdolnionych polskich pięściarek" i "Nadzieja polskiego boksu". Choć zwykle była niższa i wizualnie mniejsza od swoich rywalek, to ona częściej atakowała. - Miałam serce do walki - mówi. Na koncie ma ponad 80 stoczonych walk w Polsce i za granicą, dwa brązowe medale Mistrzostw Europy, V miejsce na Mistrzostwach Świata i trzykrotne Mistrzostwo Polski. W latach 2010-2013 była reprezentantką Polski w boksie olimpijskim. Medal na igrzyskach był jej największym marzeniem. Chciała wygrać, przywieźć krążek, zakończyć karierę w glorii i chwale, i zająć się trenowaniem innych.

- Wszystko potoczyło się trochę inaczej i szybciej niż myślałam - przyznaje. Karierę skończyła nagle. - Rozstałam się z trenerem i z nikim innym nie chciałam trenować. Nie było igrzysk olimpijskich i medalu. Nie ma o czym mówić - ucina temat.

fot. Gazeta.pl

Rzuciła boks. - Czułam niechęć, wręcz wstręt do boksu, nie chciałam nawet oglądać walk innych. To było całkowite wyparcie. Nie wiedziałam, co dalej ze sobą zrobić. Wielu sportowców po zakończeniu kariery wpada w depresję. Tracisz sens życia, a jesteś bardzo młodą osobą. Przestałam trenować i jakbym zgubiła siebie - mówi.

I tak, jak dwa lata czekała na tamtą pierwszą rywalkę, tak znowu dwa lata szukała siebie. Przeprowadziła się do Warszawy, zaczęła studiować na AWF-ie, trochę "pożyła życiem niesportowym". - Ale wciąż mi czegoś brakowało. Wreszcie znalazłam klub, Żoliborską Szkołę Boksu, w której teraz jestem trenerką. Trochę jeszcze trenowałam, ale czułam, że to już nie to. Nie walczyłam na takim poziomie jak wcześniej. Trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny. Ja przeszłam na drugą stronę lustra.

Bez planu B

Z ringu zeszła jako zawodniczka, a weszła jako trenerka. - Jacek Dymowski, który mnie trenował i który w 2012 roku stworzył Żoliborską Szkołę Boksu, zaproponował mi przejęcie jednej z grup. Od razu się zgodziłam, bo zawsze chciałam być trenerką, przekazywać innym to, co umiem. Nie miałam nigdy żadnego planu B.

Fot. Gazeta.pl

Niewysoki, biały budynek, w którym na pierwszym piętrze mieści się Żoliborska Szkoła Boksu, sąsiaduje z niszczejącym dziś Stadionem RKS Marymont, perełką powojennej architektury. Cała szkoła to właściwie jedna nieduża sala. Nie ma tu luksusów jak w nowoczesnych klubach fitness, dopiero od niedawna jest ogrzewanie. Ale jest klimat, który sprawia, że człowiek od razu czuje się tu dobrze. Na ścianach wiszą stare bokserskie plakaty, zdjęcia, medale. Jest autentycznie.

Ale to, co w Żoliborskiej Szkole Boksu jest najbardziej wyjątkowe, to zdaniem Justyny tworzący ją ludzie. - Jacek, który ma na swoim koncie trenowanie m.in. Ewy Brodnickiej, aktualnej mistrzyni świata WBO w wadze super piórkowej, stworzył wspaniałe miejsce. Jesteśmy tradycyjną szkołą bokserską, przyświecają nam ideały Feliksa "Papy" Stamma, najwybitniejszego polskiego trenera bokserskiego. (Stamm uznawany jest za "ojca" polskiego boksu, był legendarnym trenerem i sędzią bokserskim. Wychowanków traktował jak własne dzieci, razem zdobyli 43 medale olimpijskie. "Do boksu szli niepokorni, a dziadek wyciągał ich z opałów, z więzienia. Oni z wdzięczności zdobywali medale na ringu" - mówiła w jednym z wywiadów Paula Stamm, wnuczka "Papy". Stamm twierdził m.in., że każdy powinien boksować tak, jak czuje. Wierzył w wychowanie przez sport, a na pierwszym miejscy stawiał zasady fair play - przyp. red.). My dla siebie jesteśmy rodziną z wyboru. W grudniu w tej sali robimy sobie Wigilię - Justyna uśmiecha się promiennie.

Lubi i szanuje swoich podopiecznych ("Niektórzy mówią: klientów, ale ja nie lubię tego określenia"). - Mamy super zaangażowane grupy. Ludzie, którzy do nas przychodzą, według mnie szukają wyzwań. Nie przychodzą, żeby się pookładać, zmierzyć z kimś, bo boks to nie jest mordobicie. Chcą nauczyć się techniki.

Ja staram się zaszczepić w nich miłość do boksu, pokazać jego piękno. To, jak systematyczna i ciężka praca kształtuje ciało, ale przede wszystkim ducha. Trenowanie boksu daje pewność siebie i poczucie bezpieczeństwa, ale uczy też pokory i dyscypliny. Mnie sport, przede wszystkim boks, ukształtował.

I faktycznie, to, co uderza w Justynie, to jej zaskakująca dojrzałość. Np. wtedy, gdy mówi, że największym osiągnięciem człowieka może być po prostu bycie dobrym. - Inaczej się nie opłaca, skoro wszyscy skończymy tak samo. Marzyłam o medalu, a dziś myślę, że niekoniecznie trzeba osiągnąć coś wielkiego, żeby czuć spełnienie. Chodzenie spać bez wyrzutów sumienia w zupełności wystarcza. W życiu unikam kłótni, nawet złej energii. Jeśli ją od kogoś czuję, staram się nie mieć z taką osobą kontaktu, odchodzą. Jestem wrażliwa na takie sianie zła, bezinteresowną podłość, nie rozumiem tego. Ludzie powinni się wspierać.

Wytrenować mistrza, ale nie za wszelką cenę

Czuć, że dawne ambicje w niej nie zgasły, choć przekierowała je na inne tory. Zapewnia też, że przestała pragnąć czegoś za wszelką cenę: - Pewnie, że chciałabym wychować mistrza, kogoś, kto mnie przerośnie, ale nie jestem chorobliwie ambitna. Czasem tęsknię za czasami, gdy sama walczyłam, ale dziś mam ogromną satysfakcję z uczenia boksu innych. Między trenerem a podopiecznym nie może być rywalizacji. Jeśli jest, to coś jest nie tak - przekonuje.

Fot. Gazeta.pl

Zajęcia z boksu - indywidualne i grupowe - prowadzi codziennie. Oprócz tego studiuje i pisze pracę magisterską. Gdy robi się cieplej, dochodzą jeszcze zajęcia z jogi, które prowadzi. Odpoczynek? Wyłącznie aktywny, nie usiedzi.

- Cieszę się, że ludzie lubią ze mną trenować. Że mają do mnie szacunek. Chciałabym, żeby dobrze o mnie myśleli. Jak zapracować na szacunek u podopiecznych? Przede wszystkim trzeba szanować ich. Naprawdę się angażować, faktycznie chcieć ich czegoś nauczyć. Podchodzić do każdego indywidualnie. Wykazywać się empatią. Być zainteresowanym. Być sobą. Myślę, że jestem wymagającym i stanowczym trenerem.

Justyna ma grupy kobiece i indywidualne treningi z kobietami, ale większość jej podopiecznych to mężczyźni. - Na początku bardzo się bałam tego, że będą odchodzić, zmieniać grupy albo się stawiać, bo nie dość, że uczy ich kobieta, to jeszcze wygląda jak dziecko. W ogóle tak nie jest.

fot. Gazeta.pl

Nie ukrywa, że boks kobiecy i męski różnią się od siebie, bo kobiety są od mężczyzn fizycznie słabsze. Jej zdaniem w sporcie ciężko mówić o równości i równouprawnieniu, bo biologia na to nie pozwala. Ale nie dzieli zawodów na męskie i kobiece. - Boks jest dla wszystkich. Kobiet, mężczyzn, długo- i krótkowłosych. Boks nie boli, a na pewno nie musi boleć. W boksie łatwo się zakochać i to może być miłość na całe życie. Wiem jedno: w życiu trzeba słuchać swojego serca. Ja swojego słucham od trzynastego roku życia. Nieważne, co mówią inni.

Chcesz trenować z Justyną? Więcej informacji znajdziesz na stronie Żoliborskiej Szkoły Boksu >>

***

Znasz kogoś, kto też jest Zwykłym Niezwykłym? Powiedz nam o nim! Pisz na adres: zwykliniezwykli@agora.pl.

ZOBACZ TEŻ:

Zobacz wideo